AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt
1273
BLOG

Zalegająca wtórność Wyborczej

AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt Polityka Obserwuj notkę 9

Łażąc po mieście wstąpiłem do „saloniku prasowego”, w jaki czas jakiś temu przekształcił się poczciwy kiosk „Ruchu” jakby ta zmiana nazwy przenieść go miała do najelegantszej dzielnicy Brukseli, albo chociaż na przedmieścia Nowego Jorku. Wstąpiłem, bo chciałem drogą kupna nabyć mydło – czasem nawet największy abnegat umyć się musi, a że do tego szlachetnego podgatunku człowieka nie należę zwykłem ablucji dokonywać dość często, w dodatku bez rozważania czy jest to akurat konieczne. Wybrałem kiosk bo paniusie spełniające w perfumeriach rolę ekspedientek doprowadzają mnie do szału, człowiek chce kostkę zwyczajnego mydła a te wciskają mu jakieś wysublimowane świństwa rodem z paryskich salonów...

...ale do rzeczy, zacząłem od dygresji i mnie poniosło.

Otóż w tymże przemianowanym kiosku „Ruchu” dostrzegłem z całą mocą zjawisko, które już od jakiegoś czasu gdzieś tam kątem oka widziałem nie zwracając na nie większej uwagi: „Fakt” wyprzedany, „Super Ekspresu” brak, ostatnie kilka egzemplarzy „GaPola” i „Sieci”, „Do Rzeczy” zniknęło niemal zanim się pojawiło i... całe stosy „Gazety Wyborczej”, „Polityki”, „Newsweeka”... „Coś się z narodem dzieje, niedobrego” - pomyślałem kabaretem „Tey” - „nie ma za grosz poczucia humoru, ludowego”. Nikt nie kupuje głównego dziennika opiniotwórczego, salonowe pisma olewane są przez tych, których mają edukować na nowoczesnych, światłych i postępowych Europejczyków a prawicowy chłam z ciemnogrodu znika z prędkością światła? Coś tu jest, cholera, nie tak...

Wychowany na powieściach lady Agathy Christie zacząłem dedukować, dumać i dociekać, poszukując przyczyny takiego rzeczy stanu. I doszedłem, najpierw do domu a potem do wniosku, że mainstreamowe tytuły uważające się za opiniotwórcze już dawno przestały z tworzeniem opinii mieć cokolwiek wspólnego. „Gazeta Wyborcza” i tytuły towarzyszące nie są wstanie przedstawić niczego odkrywczego, rzucić żadnej nowej myśli, zaproponować nowego trendu czy sposobu rozwiązania jakiegoś problemu. Cała papka, którą podają na swoich łamach niczym wykwintny obiad w drogiej restauracji jest wtórna, odgrzana, dawno już przeżuta jeżeli nie tu, na miejscu, to w kuchni znacznie lepszej, bo europejskiej a nie prowincjonalnej. A niczego bardziej mainstream nie pragnie niż wyrwać się z prowincji i stać się częścią metropolii.

Ale nie chce też mainstream stracić czytelników, wrażenia potęgi i wiodącej roli na medialnym rynku. Dlatego wykonał manewr niezwykły – nie mogąc zaproponować niczego nowego przechwycił sposób myślenia tłuszczy (zwłaszcza tej, której się wydaje, że tłuszczą nie jest – czyli młodych, wykształconych lemingów z wielkich ośrodków) i z energią wyliniałego, zetempowskiego agitatora, któremu w żyłach zamiast buzującej krwi pozostało lasujące się wapno tłucze do łbów tejże tłuszczy to, co już dawno tam siedzi. Plotka zawsze pędziła szybciej niż oficjalna informacja, a w dobie pokolenia ajfonów i ajpadów, w dobie internetu docierającego do najbardziej nawet zapyziałej dziury światowe nowinki spod znaku tęczowego sierpa i młota zagnieżdżają się we wzmiankowanych łbach zanim zdążą wyjść drukiem w Michnikowej gadzinówce.

To przechwytywanie najdoskonalej uwidacznia się w popieraniu przez media głównego (niektórzy mówią „mętnego”) nurtu debilnych inicjatyw w rodzaju „marszu szmat”, z którego uczestniczek (i uczestników) zrobiono niemal narodowe bohaterki i męczennice za sprawę, włączania się w blokowanie legalnych manifestacji czy – wypadek moim zdaniem najbardziej zdradzający intelektualną miałkość i skretynienie mainstreamu – błyskawiczne zorganizowanie, że pojadę Ziemkiewiczem, „chóru wujów” broniących niczym niepodległości idiotki ósmego dnia, która raczyła określić nowo wybranego papieża Franciszka słowem przynależnym męskiemu organowi płciowemu opisywanemu przez chama spod budki z piwem. Jednym słowem targetem opiniotwórczych mediów stały się dziwki, gangsterka i żulia udająca inteligencję, czyli towarzystwo, które żadnych rad od podstarzałych mentorów nie potrzebuje bo samo wie, jak zorganizować dobrą zabawę w burdelu.

A skoro tak, to czy można się dziwić, że „Wyborcza” i cała reszta głównego nurtu opiniotwórczego zalegają półki wzgardzane przez tych, do których adresują swój przekaz?

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że jedynie słuszna gazeta, która jeszcze dziesięć lat temu dyktowała „inteligencji” co i jak ma myśleć dziś sama szuka mentorów, bo jej guru i nadredaktor sam nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji wałkując od lat starą śpiewkę o odradzającym się faszyzmie zagrażającym demokracji...

P.S.: Skoro wspomniałem o Bohdanie Smoleniu to przypominam jedną z jego sztandarowych pieśni, ciągle aktualną, która – być może – dopiero dziś nabrała prawdziwego smaku i treści.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka