AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt
442
BLOG

Mucha nie siada

AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt Polityka Obserwuj notkę 7

„Minister Sportu i Turystyki wydała publiczne pieniądze na koncert Madonny niegospodarnie i niezgodnie z ich przeznaczeniem” - tak brzmi ostateczne stanowisko kolegium Najwyższej Izby Kontroli. Kto nie pamięta, temu przypominam: chodzi o prawie sześć milionów złotych (ściśle: 5,8 miliona), które Skarb Państwa dopłacił do imprezy jaka odbyła się 1 czerwca ubiegłego roku na Stadionie Narodowym. Pieniądze te pochodziły z rezerwy celowej i, zdaniem NIK, „można było finansować wyłącznie przedsięwzięcia związane z EURO 2012 lub z promocją siatkówki wśród dzieci i młodzieży”a nie na koncert podstarzałej gwiazdki. Zgodę na ich wykorzystanie wydał co prawda minister Jacek Rostowski, ale – i tutaj (niechętnie co prawda, ale uczciwość wymaga) muszę bronić głównego machera od finansów – pani minister Mucha nie poinformowała go, na co zamierza przeznaczyć taką gigantyczną kwotę. Krótko mówiąc Joanna Mucha zdefraudowała sześć baniek i... i nic, dalej siedzi na swoim stołku zastanawiając się zapewne, kto wybrał drużyny do finałowego meczu EURO 2012...

Broń Boże nie oskarżam pani minister o celowe działanie, aż tak jej intelektualnych zdolności przeceniać nie zamiaruję. Powiem więcej – moim zdaniem Joanna Mucha dostała tekę ministra sportu właśnie ze względu na to, że jest naiwną i głupiutką dziewuszką z KUL, niezdolną do jakichkolwiek tajemnych machinacji a jej stanowisko to klasyczna fasada mająca maskować faktyczne przekręty: ciemny lud będzie się ekscytował paroma zmarnowanymi bańkami, a w międzyczasie miliardy spokojnie sobie wypłyną z zupełnie innej strony. Gdyby Donald Tusk nabrał podejrzeń, że jest ona zdolna wykręcić jakiś numer to wyleciałaby ze stołka szybciej niż piłka kopnięta przez Messiego – mafia, jak powszechnie wiadomo, prywaty nie toleruje.

I jestem święcie przekonany, że Joanna Mucha swoje stanowisko zachowa jako żywy dowód na to, że w rządzie nie ma złodziei. „Są, owszem, pewne nieprawidłowości, niedociągnięcia, mamy wpadki jak ta z koncertem, ale uczymy się na błędach, których dwa razy nie popełniamy. Ale, co trzeba podkreślić, wszystko robimy dla dobra wspólnego, by żyło się lepiej, żaden z nas nigdy nie pomyślałby o własnych korzyściach...” - idę o zakład, że takie albo podobne słowa już wkrótce usłyszymy z ust rzecznika Grasia albo innej rządowej papugi. A ludzie to łykną jak gęś kluski, co jest najbardziej w tym wszystkim przerażające. Bo rządy zdrajców i złodziei da się jeszcze ewentualnie zaakceptować, w końcu sami ich wybraliśmy i jakoś teraz musimy z tym żyć, przynajmniej do następnych wyborów. Ale idioci na ministerialnych stanowiskach świadczą tylko o tym, że ci, którzy ich wybierali też nie mają po kolei we łbach...

P.S.: Ale co tam, żyjemy sobie na zielonej wyspie, mamy stadiony, trochę autostrad i premiera, którego frau Merkel klepie po pleckach jak pieska. No mucha nie siada, co nie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka